Moje ulubione kluski, tzw. kluchy z pyrów, dla niewtajemniczonych szare kluski (choć nie wiem dlaczego..., bo moje nigdy szare być nie chcą). Te kluchy to moje najlepsze wspomnienie smaków dzieciństwa, zawsze byłam ich wielką fanką. Moje dzieci również odziedziczyły w genach zamiłowanie do tego cudownego smaku. Zawsze bywają u nas w okresie zimowym, jakoś tak wtedy przychodzi ochota na bardziej treściwe dania. Choć bywały zwykle tylko raz w roku, to i tak zajadamy je dwa dni (zawsze to jedna robota, której przy nich nie brakuje).
Choć nie wiem, czy w tym roku raz wystarczy bo odkąd moja najmłodsza pociecha stwierdziła w ubiegłym roku, że "...to jest tak pyszne, że mama musi robić częściej bo ona to bardzo lubi..." Tak więc w ubiegłym roku były wyjątkowo dwa razy... W tym dopiero raz ale zima tak naprawdę dopiero się zaczyna... :-)
A odkąd bardzo ułatwiłam sobie pracę (nie trę ziemniaków na drobnej tarce, tylko mielę w maszynce- czym człowiek starszy tym bardziej kombinuje by się nie przemęczać) ich przygotowywanie to czysta przyjemność. Smak pozostaje taki sam, więc polecam wszystkim mój sposób.
Z podanych składników miałam obiad na dwa dni dla 6 osób, więc było tego sporo, ilości dopasujcie pod własne możliwości konsumpcyjne. Podane ilości są takie dla orientacji (choć tym razem wszystko odważałam), ja przeważnie robię "na oko" do odpowiedniej konsystencji, kluski nie mogą się rozpadać ale też nie mają być zbyt twarde.
Podaję ilości ziemniaków obranych i zmielonych już po odciśnięciu, gdyż ilość po odciśnięciu zależna jest od gatunku ziemniaków, czym bardziej mączyste tym ubytku będzie mniej, z kolei przy wodnistych odejdzie b.dużo wody. Moje ziemniaki były sałatkowe.
By nie dawać zbyt dużo tłuszczu ja podlewam kluski podsmażając je, wodą od gotowania, wówczas dodatek tłuszczu jest zbędny, wystarcza to, co się wytopi z boczku, choć bywa tego niewiele. Nadmiar tłuszczu nie jest konieczny, ważny jest natomiast smak wysmażonych skwarek, bez nich to nie byłoby takie samo danie. Więc nie jest aż tak źle z tą kalorycznością... tak się przynajmniej pocieszam... :-)
Składniki:
- 1800g obranych ziemniaków (po odciśnięciu miałam 1270g)
- 4 jajka
- 150g mąki żytniej typ720
- 250g mąki orkiszowej (lub trochę mniej pszennej)
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
Dodatkowo:
- 400-500g chudego wędzonego boczku
- 2 duże cebule
- 1 łyżka oleju kokosowego bezzapachowego lub smalcu (gdy mamy b.chudy boczek) + 1 łyżka do kapusty
- 1-1,5kg kiszonej kapusty
- świeżo mielony pieprz
- kawałek gazy do odciśnięcia ziemniaków
Boczek pokroić w małą kostkę i wysmażyć na suchej patelni, gdy jest bardzo chudy dodać trochę oleju kokosowego bezzapachowego lub smalcu. Do wysmażonego boczku dodajemy obraną, pokrojoną w dość dużą kostkę cebulę i podsmażamy do jej miękkości.
Obrane ziemniaki pokroić na mniejsze kawałki i zmielić w maszynce do mięsa (z drobnym sitkiem) ja mieliłam dwukrotnie lub zetrzeć na tarce o najdrobniejszych oczkach. Zmielone lub starte ziemniaki wykładamy partiami na gazę rozłożoną na misce i odciskamy nadmiar soków (dość mocno ale nie mają to być suche wióry), przekładamy do czystej miski i w ten sam sposób postępujemy z resztą masy ziemniaczanej. Warto zważyć to co nam pozostało, byśmy tak orientacyjnie wiedzieli ile dać mąki i jajek.
Z miski zlewamy delikatnie wodę, a to co zostanie na dnie - skrobia zimniaczana, dodajemy do odciśniętych ziemniaków.
Dodajemy do masy jajka, wsypujemy mąki ziemniaczaną, żytnią i część orkiszowej (lub pszennej) i dokładnie mieszamy. Mąkę orkiszową najlepiej dosypywać stopniowo, ciasto na kluski powinno być dość gęste (gdy nie mamy pewności najłatwiej wrzucić jedną kluskę na wrzątek i sprawdzić czy się nie rozpadnie.
Kluski zsuwać przy pomocy łyżki do wrzącej, osolonej wody. Po wypłynięciu na powierzchnię i zagotowaniu gotujemy jeszcze ok.3 minuty.
Następnie przekładamy łyżką cedzakową na rozgrzaną patelnię ze skwarkami i podsmażamy jeszcze chwilę mieszając.
Warto odlać sobie w kubku wodę od gotowania klusek, którą wykorzystamy później do ich odgrzania. By nie dawać zbyt dużo tłuszczu ja podlewam kluski podrzewając je, wodą pozostawioną od ich gotowania.
Szczególnie jest to przydatne na drugi dzień. Gdy ich nie podlejemy będą suche. Ja zużyłam do ich podlania na drugi dzień ponad 200ml wody.
Idealnie smakują podane z gotowaną kiszoną kapustą. Po ugotowaniu kapusty, odlewam nadmiar płynów (jest tego niewiele, bo daję mało wody do gotowania) i dodaję łyżkę oleju kokosowego i sporo świeżo mielonego pieprzu.
Smacznego :-)