Chrupiące placki ziemniaczane to od zawsze ideał, do którego niezmiennie dążę. Dzisiejsze takie właśnie były... Pyszne, cieniutkie i meeega chrupiące. Cudo, cudo, cuuuudo...! Polecam wszystkim plackożercom ale nie tylko, dzisiejsza wersja przypadła do gustu nawet osobom, które za plackami u mnie nie przepadają. A to olbrzymi sukces. A wszystko to za sprawą zmiany techniki smażenia. Niby niewiele a różnica olbrzymia. Zawsze smażyłam w wersji light- na minimalnej ilości oleju, jakoś tak zdrowiej. A okazuje się, że nie koniecznie. Dzisiejsze smażyłam w głębokim tłuszczu (oczywiście kokosowym, którego jestem wielką fanką, już od dłuższego czasu, praktycznie innego tłuszczu do smażenia nie używam) a wbrew pozorom nie były wcale opite tłuszczem. Nadmiar odsączałam dodatkowo na ręczniku papierowym. Suche, chrupiące..., przepyszne.
Smak dzisiejszych placków był rewelacyjny. Ledwo, ledwo udało mi się zrobić zdjęcie, tak szybko znikały... Ilości oczywiście orientacyjne.
Polecam bardzo gorąco! :-)
Składniki:
- 1,2kg obranych młodych ziemniaków
- 3 jajka
- ok.300g mąki orkiszowej białej (u mnie typ750)
- 2 kopiaste łyżki mąki ziemniaczanej
- 1/3 łyżeczki soli
- 2 łyżeczki ksylitolu (lub cukru)
- olej kokosowy (u mnie bezzapachowy) do smażenia
- ksylitol do posypania placków na talerzu
Ziemniaki zetrzeć na drobnej tarce. Dodać jajka, sól, ksylitol i zamieszać. Następnie dodać mąkę ziemniaczaną i mieszając dodawać stopniowo mąkę orkiszową. Ciasto na placki ma być lekko płynne ale niezbyt rzadkie. Mnie wyszło 300g mąki ale może być równie dobrze mniej lub więcej. Ilość mąki jest zależna od rodzaju użytych ziemniaków. Młode są dość wodniste. Ale wszystko zależy jeszcze od ich gatunku.
Na rozgrzaną patelnię wlać ok.4 łyżek (mój był płynny) oleju kokosowego i smażyć partiami placki. Ja nakładałam na jeden 2 łyżki ciasta i rozprowadzałam jak najmocniej by były cienkie. Gdy widać, że spód się już lekko przyrumienia należy je odwrócić i dosmażać z drugiej strony.
Smażone na głębokim tluszczu
Smażone w minimalnej ilości oleju.
Ja przekładam je kilka razy, tak by ładnie i równo się usmażyły. Mają być ładnie przyrumienione ale nie przypalone. Zdejmuję z patelni przy użyciu łopatki i widelca, odlewając nadmiar tłuszczu, który znajduje się na ich powierzchni. Dodatkowo odkładałam je na papierowy ręcznik by odsączyć nadmiar tłuszczu.
Odsączone przekładam na półmisek i podaję moich żarłokom do jedzenia.
Do każdej kolejnej, smażonej partii dodawałam po 1 łyżce oleju. Podawać posypane ksylitolem lub same (u mnie cżęść rodzinki zajada bez dodatków dlatego dodaję ksylitol do ciasta).
Smacznego :-)