Pierwszy raz przygotowywałam samodzielnie powidła w ubiegłym roku i to od razu w dwóch turach. Pierwsze smażenie było już w sierpniu i to jakoś na początku bowiem nie mogłam się doczekać własnych powidełek... Teraz już wiem, że nie należy się spieszyć ... Śliwki są najlepsze gdy dojrzeją na drzewie, super gdy są już nawet lekko pomarszczone, wtedy są najsłodsze i duuużo szybciej się smażą.
Miałam porównanie przygotowując drugą partię. Pierwsze smażyłam przez 5 dni, myśląc, że już chyba nigdy się nie zgęstnieją (wszyscy mówili o 3 dniach...) a efekt końcowy nie był w pełni zadowalający. Powidła co prawda były już po tym czasie dość gęste ale brakowało im słodyczy, wręcz wyczuwalna była nutka goryczy. Dlatego musiałam je lekko dosłodzić . Na 6 litrów gotowych powideł dałam 6 łyżeczek ksylitolu, niby niewiele ale zawsze... Po tym smażeniu pozostał pewien niedosyt. Dlatego postanowiłam spróbować raz jeszcze. Drugie podejście to było istne cudo. Śliwki b.szybko puściły sok i równie szybko ta ciecz odparowała. Całe przygotowanie zajęło mi 1,5 dnia :-) Po tym czasie powidła były meeega gęste, ciemne i baaardzo słodkie. Nauczona doświadczeniem więcej już się nie spieszę i pozwalam owocom w pełni dojrzeć na drzewie. Dlatego też przepis pojawia dopiero teraz, gdy przygotowałam już swoje tegoroczne powidła. W tym roku przygotowywałam je w dwóch wersjach:
1-wsza tradycyjna, bez żadnych dodatków i druga z nutą piernikową. Obydwie równie smaczne. Szkoda tylko, że tak bardzo zmniejsza się ilość gotowego produktu :-/ Wg moich obserwacji otrzymujemy tak ok.1/3 pojemności początkowej. Dlatego też ja przygotowuję je od razu w 4 największych garnkach a potem stopniowo zmniejszam ich ilość. W efekcie końcowym pozostaje mi już tylko 1 największy.
Miałam porównanie przygotowując drugą partię. Pierwsze smażyłam przez 5 dni, myśląc, że już chyba nigdy się nie zgęstnieją (wszyscy mówili o 3 dniach...) a efekt końcowy nie był w pełni zadowalający. Powidła co prawda były już po tym czasie dość gęste ale brakowało im słodyczy, wręcz wyczuwalna była nutka goryczy. Dlatego musiałam je lekko dosłodzić . Na 6 litrów gotowych powideł dałam 6 łyżeczek ksylitolu, niby niewiele ale zawsze... Po tym smażeniu pozostał pewien niedosyt. Dlatego postanowiłam spróbować raz jeszcze. Drugie podejście to było istne cudo. Śliwki b.szybko puściły sok i równie szybko ta ciecz odparowała. Całe przygotowanie zajęło mi 1,5 dnia :-) Po tym czasie powidła były meeega gęste, ciemne i baaardzo słodkie. Nauczona doświadczeniem więcej już się nie spieszę i pozwalam owocom w pełni dojrzeć na drzewie. Dlatego też przepis pojawia dopiero teraz, gdy przygotowałam już swoje tegoroczne powidła. W tym roku przygotowywałam je w dwóch wersjach:
1-wsza tradycyjna, bez żadnych dodatków i druga z nutą piernikową. Obydwie równie smaczne. Szkoda tylko, że tak bardzo zmniejsza się ilość gotowego produktu :-/ Wg moich obserwacji otrzymujemy tak ok.1/3 pojemności początkowej. Dlatego też ja przygotowuję je od razu w 4 największych garnkach a potem stopniowo zmniejszam ich ilość. W efekcie końcowym pozostaje mi już tylko 1 największy.
SKŁADNIKI :
- śliwki węgierki (czym bardziej dojrzałe tym lepsze)
Dodatkowo:
- garnki z grubym dnem
- drewniana kopystka
Śliwki umyć, przeciąć na pół, wyjąć pestki, owoce wrzucić do garnka. Wypełnione garnki zagotować (ja smażę w 4 największych garnkach jakie posiadam) i co jakiś czas mieszając gotować na małym ogniu (u mnie na "1") przez ok.2-3h aż dobrze puszczą sok. Po tym czasie powidła na jakiś czas odstawić . Potem czynność należy powtarzać, tzn. podgrzewamy, mieszamy i doprowadzamy do wrzenia i wyłączamy. I tak kilka a nawet kilkanaście razy w ciągu dnia. Ciągłe podgrzewanie i mieszanie powoduje, że woda szybciej odparowuje. Te czynności powtarzamy również w kolejnych dniach . Smażymy na małym ogniu, mieszając dokładnie także dno.
UWAGA: bo w miarę gęstnienia mogą pryskać (dlatego smażyć najlepiej na malutkim palniku). Smażymy tak długo aż uzyskamy pożądaną konsystencję i kolor. Gotowy produkt musi być dość gęsty i ciemny.
Smażenie trwa zazwyczaj ok.3 dni. Gotowe powidła nakładamy do przygotowanych wcześniej słoiczków i dokładnie zakręcamy. Pasteryzować możemy je zarówno tradycyjnie w garnku z wodą jak i w piekarniku.
I-wszy sposób : słoiczki umieszczamy w garnku z wodą (do ok. 1/2 wysokości słoi), przykrywamy garnek i doprowadzamy do wrzenia. Dno musi być wyłożone ściereczką. Gotujemy ok.15-20 minut, w zależności od wielkości słoików. Woda musi cały czas wrzeć. Następnie wyłączamy, wyjmujemy i ustawiamy je do góry dnem. Po kilku minutach słoje odwracamy już normalnie i jeszcze raz dokręcamy. W miarę stygnięcia wciągają się nakrętki - to znak , że pasteryzacja przebiegła prawidłowo.
II-gi sposób : napełnione i zakręcone dobrze słoiczki umieszczamy na blaszce z piekarnika- u mnie drugi poziom od dołu (słoje mogą się dotykać, można też nakładać do pełna- ja tak miałam, bo przeczytałam iż nie powinno się nakładać do pełna jak już swoje napełniłam) i nastawiamy piekarnik na 100*C (termoobieg). Od czasu gdy zgaśnie lampka odliczamy ok.60-70 minut i po tym czasie wyłączamy piekarnik. Przetwory zostawiamy w uchylonym piekarniku do lekkiego przestygnięcia ok. 20 minut. Następnie wyjmujemy i odwracamy je do góry dnem. Po kilku minutach słoje odwracamy z powrotem i jeszcze raz dokręcamy. W miarę stygnięcia wciągają się nakrętki, to znak, że pasteryzacja przebiegła prawidłowo.
Na 24 słoje , które pasteryzowałam ( część 1-wszym a część 2-gim sposobem wszystkie nakrętki "poklikały", więc obydwa sposoby są równie skuteczne. I co ważne - wszystkie ubiegłoroczne przetwory były dobre - żaden się nie popsuł. :-)
Smacznego :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz